00

Co kryje się w metodologii recenzenta? Czy ma ona wpływ na końcową ocenę płyty? Na ile wybierana jest świadomie, a na ile ten wybór jest wynikiem chwilowego nastroju recenzenta? Czy uznajemy, że każda płyta z muzyką jest całością i można ją ocenić niezależnie od wcześniejszych lub późniejszych dokonań artysty? Czy też uważamy, że recenzja „Plagiatów” Lecha Janerki, bez wiedzy o jego poprzednich płytach, bez znajomości Klausa Mitffocha jest mocnym nadużyciem? Ja wybieram tę drugą opcję. I dlatego po raz kolejny piszę aneks do wpisu gRafomana. Nawet nie o to chodzi, że nie zgadzam się z jego opinią, gdyż nie znam „doDekafonii”, ale by rzucić więcej światła na zespół Strachy na lachy, ponieważ znam wszystkie inne płyty, a gRafoman, jak sam przyznał,

Pamięci Artura Smoleńskiego (1971-2007) – który ważnym człowiekiem i przyjacielem był mi. I jest. Cały czas mam w telefonie jego numer komórki. Nie dzwonię, bo ja nieczęsto dzwonię. Tak już mam. Wtedy też nie dzwoniliśmy do siebie. Widywaliśmy się chwilami raz na rok, a w bardziej zawirowanych czasach nawet rzadziej. Dzieliło nas 320 km. I pół życiorysu. Teoretycznie wszystko było wbrew naszej relacji. Mijaliśmy się. Nawet wtedy, kiedy chodziliśmy do jednej klasy w liceum. Nawet wtedy, kiedy mieszkaliśmy w jednym pokoju w akademiku. Mijaliśmy się skutecznie. Nie do końca ci sami przyjaciele, znajomi, niekoniecznie tymi samymi drogami chodziliśmy. A jednak się spotykaliśmy. Widywano nas często razem. Cały czas czuję jego obecność w moim życiu. Podrzucił mi w liceum Vonneguta, Orkiestrę Teatru ATA, „Jesus Christ