00

To mój setny, jubileuszowy artykuł na cogra.pl. Będzie więc jubileuszowy, długi, przekrojowy o ważnej personie mojego muzycznego życia. Ważniejszej, niż by się na pierwszy rzut ucha wydawało. Wszystko zaczęło się w październiku 1988 roku. W czasach, kiedy to o muzyce się czytało, niekoniecznie mając szansę na jej posłuchanie (sic!). W czasach, w których dziennikarze pisali inwokacje do niejakiej Pierestrojki, tusząc, że w ten sposób zatuszują domniemaną niecenzuralność swoich myśli. W czasach, kiedy cały świat śpiewał dla Nelsona Mandeli, a myśmy się zastanawiali dlaczego nie organizują koncertów dla Lecha Wałęsy. W czasach nabrzmiałych zdechłym stanem wojennym, wieloletnią beznadzieją i totalną niewiarą w jakiekolwiek zmiany. W czasach, w których najbliższa wszystkim była emigracja. Wewnętrzna i zewnętrzna. A dla wielu ludzi z małych wiosek

Mieliśmy się spotkać z kolegami, kumplami, ale jak zwykle nie wyszło. To może pójdziemy na koncert? W DZIKU gra Hugo Race. Kto to jest Hugo Race? Och, na pewno go znasz. Grał z Nickiem Cavem na pierwszych płytach. Kojarzysz? Nie… Kto to jest Hugo Race? Sprawdziłem potem. Na płycie artysty znanego jako Mikołajek Grota-Jaskinia, o poruszającym tytule: Spadłem z niej na eternit, czyli “From Her to Eternity” [1984] istniało takie nazwisko. Jak i kilka innych. Kto to jest Hugo Race? Sprawdziłem dalej. Grał też na płycie, o tytule zbyt wulgarnym, aby go tu napisać w wersji polskiej, czyli “Kicking Against the Pricks” [1986]. I niestety wciąż nie wiem. Kto to jest Hugo Race? Poszliśmy na koncert. DZIK mi znany. Przyjemny listopadowy wieczór. Eskapada z domu do Domu Zabawy i Kultury.

Długo nie pisałem na cogra.pl. Co nie znaczy, że nic mi nie grało. Grało całkiem dużo, tylko sensu pisania zabrakło. Z dość sporego grona przyjaciół, chcących się w jakościowy sposób dzielić swoimi przeżyciami muzycznymi – najpierw zostałem sam, a potem i mi zbrakło sił. Dziś już wiem, że twórcze i jakościowe pisanie o muzyce jest powszechnie niepotrzebne, a ponadto wszyscy znamy tych kilka osób, które robią to świetnie, zawodowo i profesjonalnie. I dobrze, że tak robią. Nigdy nie stawaliśmy z nimi w szranki wiedząc, że są mistrzami, a my tylko amatorami, czytaj: lubiącymi coś robić. Będąc wciąż w niedoczasie postawiłem sobie pytanie: po co pisać? O nowościach warto pisać, kiedy są nowe, a o starociach nigdy, bo wszystko już zostało napisane.

Tekst naszego znajomego, oficjalnie zapożyczony z jego bloga dontgomestarted.com. “ Didn't know what time it was and the lights were low. I leaned back on my radio. Some cat was layin' down some rock 'n' roll… “ David Bowie: ‘Starman’ 1972. https://www.youtube.com/watch?v=j_-RO9bkZv0 I’m fifteen years old. And I’m passing my penultimate summer holiday before leaving home waiting tables at The Tartan Cafe in ‘Bonnie Wee Troon’ . I’m spending my wages on String Driven Thing and Jethro Tull and Rory Gallagher. And on Exile on Main St. I’m underage drinking with Archie and Muscles and Paul and Nigel at the Craiglea Hotel and The Temple Bar. And I’m dancing my Saturday nights away at the Loans Disco. Watergate is on the news. Nixon will soon be gone. And Alice Cooper is

"Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego." — Mahatma Gandhi. Był rok 1989. Kupiłem płytę Mirosława Czyżykiewicza “Autoportret I” wydaną na winylu w ramach właśnie powstałego cyklu “Płyta dla autora”. (Z nadejściem kapitalizmu autorzy wyginęli i cykl miał jeszcze tylko jedną emanację, w postaci Płyty Garczarka Andrzeja). Włączyłem i usłyszałem to, co wtedy było powszechne w powietrzu pewnych twórczych środowisk: wsobne wyparcie na wszystko zewnętrzne, w tym uporczywa ucieczka od polityki, od której nie dało się wówczas uciec. Dużo egoistycznej, monadycznej, solipstystycznej poezji. To był wtedy duży kawałek mnie. Choć nie jedyny. Do dziś mówię kilkoma zdaniami z tamtej płyty. Np.: Bracie, cześć, później wiesz, niż obiecywałem, piszę list, ale się trochę